- Co możemy zrobić dla Polski?
- Przeciwstawiajcie się przywłaszczaniu waszych dzieci i wnuków przez dzisiejszą cywilizację techniczną!
- Zachęcajcie swoje dzieci do oglądania katolickiej telewizji i słuchania katolickiego radia!
- Wpajajcie im, że polskość nie jest nienormalnością!
- A patriotyzm to nie faszyzm!
- A przyzwoitość to nie zacofanie!
- Postulujcie o zwiększenie ilości godzin historii w szkołach ponadgimnazjalnych!
- Przełamujcie przekonanie, że publiczne demonstrowanie poglądów to oszołomstwo!
- Nie ulegajcie kultowi kariery i pieniądza!
- Postulujcie wolność słowa i prasy!
- Potępiajcie przejawy antypolskości!
- Nie ulegajcie gejowskiej propagandzie!
- Nie dajcie się przekonać, że Niemcy to nasi sprzymierzeńcy w budowie europejskiego ładu!
- Brońcie wiary i symboli narodowych!
- Żądajcie ujawnienia prawdy!
- Obalcie polski rząd!
A ty, co zrobiłeś dzisiaj dla Polski?
Znowu ułożyłem długi monolog, którego nawet nie zapamiętałem, na wypadek gdybym chciał się nim z kimś podzielić. Zawsze myślałem żeby stworzyć własną książkę. Jak to napisał niegdyś Tadeusz Konwicki: Lepszy jeden rozumny czytelnik z prawdziwą literaturą w ręce niż dziesiątki tysięcy jamochłonów z papierem toaletowym w garści. Jednak sukces komercyjny składa się z wielu składników, w tym z owych jamochłonów, którzy kupią te zebrane zapiski. Ten jeden rozumny czytelnik dziś nie wyniósłby mnie w rankingu sprzedaży wyżej nawet od magazynów ogrodniczych. Smutna rzeczywistość nam nastała. Popadnięcie w grafomanię nie wchodzi w rachubę. Zbyt dużo teraz płodzi nam szkolnictwo pseudo artystów. Upadają szkoły zawodowe jak największe potęgi tego świata niegdyś upadały. Giną szewcy i kuśnierze jak te leniwce grzywiaste i indyjskie bawoły. Koniec z zaliczeniowymi pracami w technikach samochodowych, gdzie rychli absolwenci tworzyli motocykle, a co najmniej silniki. Fachowcy pojawiają się tam, gdzie wzrasta popyt na daną usługę. Chociaż takie ruchy premiują raczej złotników i zegarmistrzów, tego co ceruje i firanki farbuje już nic nie uratuje. Świat dąży do centralizacji i monopolizacji różnych działów gospodarki. Zakładamy więc, że taki pan Wiesław (od wsi) Przykładowy jest wziętym, wpływowym we wsi szewcem. Wieś jest typowo rolnicza, nie taka jak dziś, gdzie w jednym wielkim zakładzie zatrudnienie znajduje każdy zdolny i uprawniony do zawodowej pracy, a gdy producent likwiduje fabrykę, wszyscy tracą środki niezbędne im do życia, czyli pieniądze. Pan Wiesław uczył się zawodu od ojca, świetnego niegdyś szewca, obecnie przedstawiciela nowej polskiej kasty działkowiczów (każdy z nich ma te swoje "dwie morgi utrapienia")- to nieistotne. Dziadek pana Wiesława walczył z kolei u boku armii amerykańskiej podczas II wojny światowej. Dziadek ojcu zawsze zachwalał zachodni kapitalizm, podkreślał walory sąsiadów zza oceanu. Pan Wiesław jako niezwykle utalentowany szewc po jakimś czasie zyskał rozgłos i renomę na polskim rynku. Wieś stała się sławna za jego sprawą, mianowano ją mekką polskiego szewstwa, wpłynął doń zagraniczny kapitał, postawiono dużą halę produkcyjną gdzie zatrudnienie znalazło wiele bezrobotnych i tych z ambicjami. Pan Wiesław odziedziczył po ojcu, czyli również po dziadku, zamiłowanie do amerykańskiego snu, który zapragnął przekuć w rzeczywistość. Tak też wyjechał poczciwy Wiesław, uzyskawszy wizę, do ojczyzny hamburgerów. Tamtejsza polonia szybko rozpoznała rodaka i wykorzystując znajomości, wprowadziła przyjezdnego w wielki świat odzieżowy. Pan Wiesław błyszcząc talentem, który obił się już tamtejszym niegdyś o uszy, znalazł zatrudnienie u najlepszych projektantów. Powierzono mu zatem największe tajemnice produkcji i globalnego sukcesu. Pan Przykładowy staje się więc potencjalnym "świadkiem koronnym" w wypadku jakichkolwiek kłopotów pracodawcy. Wiesław powoli uzależnia się od "odzieżowej rodziny", wynaradawia się i pewnie już myśli o przejściu na protestantyzm lub odrestaurowaniu cadillaca. Już nigdy nie wesprze polskiego, rodzimego przemysłu swoimi innowacyjnymi pomysłami, nie zainwestuje w upadające firmy, nie naprawi trzewików pani Marioli, która zawsze w panu szewcu ze wsi była zakochana i specjalnie psuła obuwie by pana Wiesława zobaczyć. Smutna to historia o kapitalizmie ekspansywnym, co to podkrada ludziom dobra narodowe. Niestety taka prawda, choć historia czysto hipotetyczna...
Budzę się z kacem, każdego rodzaju, poza alkoholowym. Noc jest najlepszą porą do zadumy, dzień przynosi tylko gwar i troski. Nigdy nie odsłaniam rolet w oknach. Nie wpuszczam światła, przecież i tak nie zamieszka u mnie na stałe. Nie lubię go, wolę tę sztuczną odmianę. Jest ze mną wtedy, kiedy potrzebuję. Nie toleruję nachalności, a to cecha tej kuli gazowej. Czuję się jakby ktoś uderzył mnie kijem baseballowym w potylicę, a ja nadal czołgałbym się w agonii po posadzce. Wstaję. Nie chce mi się nawet podnieść głowy. Nogi w dół, korpus w górę. Nie wolno gwałtownie wstawać, inaczej padłbym na pysk jak przed faraonem, zaraz po dźwignięciu wiotkiego ciała z pozycji siedzącej. I tak czuję się jak na sekundy przed wylewem, ale dzielnie stawiam pierwsze kroki tego dnia. Głowa reaguje jak na cios zawodowego boksera wagi ciężkiej, w oku łza... Mrugam by odzyskać wzrok. W kuchni przysiadam, bo ta wędrówka zdążyła mnie zmęczyć. Włączam telewizor, na śniadanie nie mam siły. Wszyscy mówią, że nie oglądają telewizji, ale ja to dobrze znam. Jak ktoś ich pociągnie za język to od razu przypominają im się wszystkie sceny z seriali. Ale ja nie łżę, że świat mediów jest mi obojętny, tylko konsekwentnie śledzę wydarzenia. Śmieszą mnie też zarzuty o kłamliwość, przeinaczanie faktów, manipulanctwo czy indoktrynację pod adresem mediów. Statystyczny Polak siedzi i na dodatek niestety myśli. Jasnym jest, że opowiada się za określoną opcją polityczną bądź też buduje swoje własne autorskie poglądy, będące często swoistą hybrydą różnych doktryn. Statystyczny dziennikarz również jest, lub być może, statystycznym Polakiem opowiadającym się za określoną opcją polityczną. Wymaga się jednak od niego bezstronności, co iść ma w parze z obiektywizmem, wiernością etyce zawodu, opanowaniem i prawdomównością. Niestety, często trudno o ucieleśnienie tych cech i nic w tym dziwnego. Stres, ewolucja, monotonia, rodzina i terroryzm robią swoje. Dodatkowo najwyraźniej ktoś bardzo mylnie zrozumiał znaczenie wyrażenia wolny zawód. Jako, że dziennikarz dziś zajmuje to samo miejsce co kiedyś romantyczny wieszcz narodowy, ma on prawo budzić skrajne emocje. Tym samym każdy zawodowy lub samozwańczy dziennikarz przystaje do określonej frakcji, przybiera określony tok myślenia, system wartości i coraz częściej temat przewodni każdego popełnianego tekstu. Zawód się wypacza, deformuje, zmienia definicję, przystaje na kompromisy, dopasowuje się do określonego odbiorcy. Pojawia się pytanie czy ich faktycznie cechuje kłamliwość i aspiracje do sterowania myślą odbiorcy. To na pewno nie, lecz istnieją tacy, dla których ten zawód jest polem do uprawiania panegiryzmu. Ale to przecież nikomu nie przeszkadza, tego nie są w stanie zauważyć statystyczni Polacy rozkochani w grupie, do której przynależą. Jednych stać na klakierów, drugich na inteligentny elektorat. Jaka opcja, takie stado. Jaki szef, tacy poplecznicy. Skończcie z wietrzeniem narodowej hańby, zdrad stanu i przejawów oszustwa. Czwarta władza czuwa, może niekiedy nie nad tym, co trzeba. Kto by się jednak tym przejmował, przecież wasza opcja robi to najlepiej- to na jej łamach możecie leczyć kompleksy, wylewać frustrację, rozprawiać się z przeszłością, kontynuować polską martyrologię i uszczypliwie, z nutką goryczy komentować rzeczywistość. Pamiętajmy tylko, że sami jesteśmy sobie winni- to my... wy budujecie taki obraz mediów, który potem pośpiesznie raczycie skrytykować.
NIE DLA KOMUNISTÓW, FASZYSTÓW, PIENIĘDZY, ZDRAJCÓW, FARBOWANYCH LISÓW, PEDERASTÓW, ITP...- na taki komentarz jednego z zacnych internautów miałem przyjemność się natknąć. Od razu zaznaczam, że pisownia jest oryginalna. Ja to się nawet cieszę, że ludzie mają jasno określone rzeczy, których nie tolerują. Ma się wtedy wrażenie, że każdy jest ukierunkowany, pewny siebie, ukształtowany osobowościowo. Ktoś powie, że to mylne wrażenie. Dajmy jednak ludowi przemówić- może potrafią dobrze umotywować swoje poglądy. Tego komentarza zapewne nie napisał Jan Tomaszewski, chociaż pewnie mógłby. Człowiek, który zatrzymał Anglię nie potrafił już zatrzymać własnej fantazji. Tak czy inaczej, zwrócę uwagę na inny aspekt. Na końcu tego zdania widnieje skrót "itp.". Oznacza to, że autor wymienia w zdaniu zjawiska sobie podobne w czystej postaci, gdyż nie dzieli niczego na kategorie- ale czy aby na pewno? Proszę, niech ktoś znajdzie podobieństwo między pederastą a zdrajcą- ja nie potrafię. Do tego komunistę i faszystę zawsze miałem za skrajnych oponentów... Tu są to wyrazy bliskoznaczne. Rozumiem wściekłość i nienawiść autora jakie żywił w sobie w momencie twórczym, ale ta generalizacja wydaje mi się zbyt daleko posuniętą. Na koniec deser- co tu robią "pieniądze"? Oto zagadka godna poczytnej detektywistycznej powieści. Pewnie taki bojownik w słusznej sprawie, obrońca w czynie społecznym gardzi czymś takim przyziemnym jak pieniądze. Dobra doczesne nie mają dla niego wartości, on sam rozgrywa swoje życie w sferze pięknego, heroicznego poświęcenia dla dobra rodaków, polskich patriotów. Popiera tylko rodzimy kapitał ludzki, rodzimy przemysł, rodzime wartości, które wyssał z mlekiem matki polki. Jak na doświadczonego, zaprawionego w bojach o ojczyznę Polaka przystało, dzielnie wypiera najeźdźców, macha swym niewidzialnym mieczykiem i godzi w serca narodowych zdrajców. Dobra, poniosło mnie. Tak naprawdę to wyrywa siedzenia na nowych stadionach i bije matki z dziećmi za brak "polskiego" szalika. Gardzi pieniędzmi ale kradnie telefony w przejściach podziemnych. Wszystko to dlatego, że nie toleruje komunizmu...
„Chodzi o to prostaczko, że kpisz ze smoleńskiego mordu i ranisz rodziny ofiar tej najpotworniejszej zbrodni w powojennej historii Polski, zamiast dalej reklamować pudry. Jak cię trafię, pustaku, to ci łeb na łyso ogolę.” - ot taki sobie komentarz pod adresem Pani Krystyny Jandy znalazłem pod filmem w Internecie. Pisownia jest oryginalna, autorowi znajomości zasad ortografii i interpunkcji odmówić nie możemy. Chyba już trochę znieczulony mnogością przejawów nienawiści, patrzę na tę wypowiedź chłodnym okiem analityka. Autor wyraził zapewne zwięźle to co wyrazić chciał, nie wtrącił żadnych wulgaryzmów tylko delikatnie zasugerował mizerię umysłową osoby, do której te słowa skierował. Na pewno miał wystarczający powód, którego pewnie się już domyślacie, by taki komentarz wystosować. Nie skazujmy autora przedwcześnie na potępienie, dajmy mu szansę na obronę i umotywowanie zamiarów. Przeanalizujmy ten tekst skrupulatnie aby żadnych argumentów na korzyść autora nie pominąć lub tym bardziej nie zignorować. Jak to kiedyś powiedział Pan Ryszard Waldemar Andrzejewski- "Nie opluwaj bezpodstawnie innych ludzi, bo to nie przystoi"- pełna zgoda z mojej strony, do tego pamiętne to słowa. Od zawsze wychodziłem z założenia, że ludzie wiedzą co mówią i co więcej, wiedzą kiedy to powiedzieć. Dodatkowo wyrażałem nadzieję, że dobierają odpowiednie do sytuacji słowa i starają się myśleć racjonalnie. Z takim założeniem chciałbym podejść do tych zacytowanych na początku słów. No więc "chodzi o to prostaczko"... Taaak! Dokładnie! Oczywiście mamy tu do czynienia z klasyczną apostrofą, to nie ulega wątpliwości. To, że jest to dosyć niewybredna i śmiała apostrofa, nie przesądza o wartości merytorycznej, a właściwie o jej braku. Przecież jeżeli autor użył słowa "prostaczko", to miał ku temu powody. W dodatku w obliczu dużo gorszych słów, które zadomowiły się w naszym ewoluującym wciąż języku, jest to słowo niemal pieszczotliwe. Spokojnie, nie nazywajmy autora zawczasu miłym i taktownym człowiekiem- to nadal poważne oskarżenie. Jeżeli ktoś potwierdza tezę o prostactwie Krystyny Jandy i ma na to dowody, prosimy o pilny kontakt. "Że kpisz"... No właśnie, kpina to ostatnio modna konwencja przyodziewania wypowiedzi. Bo kpinę uważa się jednak za domenę inteligentów, atrybut cynika, motyw autoironiczny. Czy mylnie? Oceńcie sami. W dodatku takie słowa jak: kpina, hańba, kuriozum to dobry oręż oratorski. Pozwólcie, że "smoleński mord" pominę. Uznajmy to za subiektywne odczucie autora, do którego ma przecież prawo. Niektórzy mówią, że o gustach się nie dyskutuje- niech tak będzie tym razem. "Najpotworniejsza zbrodnia w historii powojennej Polski"- cholera, ciężko z tak postawioną sprawą dyskutować. To co robimy? A jak ma autor rację, to będzie wam "łyso"... Zresztą... do łysiny jeszcze dojdziemy. O tych pudrach też nie ma co się rozwodzić. Ja wiem, że sukces innych boli bardziej niż śmierć bliskiej osoby, ale kwestie finansowe to sprawa prywatna. "Jak cię trafię" ("cię" z małej litery, bo jak się domyślacie autor w tym przypadku szacunku do adresata nie ma)... Czasownik trafić, użyty tu oczywiście w 1 osobie liczby pojedynczej trybu oznajmującego, jest dla mnie elementem chyba w dużej mierze slangowym. Ja osobiście powiedziałbym "spotkam", ale "trafię" ewidentnie zasiewa nutkę tajemnicy, dodaje trochę pikanterii- przyznacie. Słowa te mają budzić respekt, grozę w odbiorcy. Mają sugerować, że autor jak puma, jak sokół będzie wypatrywał zwierzyny do pożarcia, będzie czujny i skupiony jak Apacz z Arizony, by tylko dopiąć swego. Tu w domyśle- "trafić" na Panią Krystynę. Świetnie, przynajmniej wiemy, że Polak w jakiejś dziedzinie potrafi być uparty, zawzięty i konsekwentny. Brawo, rodaku! No i wreszcie to, na co czekaliście najbardziej... Otóż autor otwarcie zakomunikował jaką formę kary za tę zniewagę, jakiej dopuściła się Krystyna Janda, opracował. Twórca komentarza "ci łeb na łyso ogoli", droga Pani. Rozumiem powagę sytuacji, ale czy szkodliwość społeczna tego czynu była aż tak wysoka, że trzeba podejmować środki rodem z hitlerowskich praktyk? W ogóle rozumiecie sam akt całkowitego usuwania owłosienia z głowy? Polak to jednak sadysta, z całym szacunkiem oczywiście. Sam nie wiem czy doceniać, czy potępiać taki radykalizm w działaniu. Jakby na to nie patrzeć, świadczy to o pewności siebie, zhierarchizowanym systemie wartości, zakorzenionych głęboko ideałach, zwyczajnie, w odczuciu wielu, o świadomym patriotyzmie. Pozostaje nam zaufać teorii większości. To nam wpoili przodkowie, to nam po nich pozostało...
Nie widnieję w Wikipedii, nikt nie nakręcił o mnie filmu dokumentalnego, nie spisano mojej biografii, nie byłem bohaterem Kulisów Sławy w "Uwadze!" ani nawet statystą w serialu. Nie umiem gotować, prasować, nie naprawię zepsutego kranu. Już od dwóch lat przeżywam kryzys wieku średniego. Najbliżsi twierdzą, że nie dojrzałem do bycia mężczyzną, lecz ja sam postrzegam siebie jako 50-latka w ciele młodzieńca. Racjonalista z duszą hedonisty, miłośnik jazzu i amator kwaśnych jabłek. Rodzina i przyjaciele zawsze powtarzają, że jestem dobrze ułożony, grzeczny, miły, spokojny, nigdy nie sprawiałem kłopotów wychowawczych.
Jestem wolny od nałogów i religii, uzależniony tylko finansowo. Zawsze chciałem zostać piłkarzem albo aktorem- niestety już teraz wiadomo, że jest na to za późno. Moim celem w życiu jest to, żeby nie zawieść samego siebie- wszystkich innych już zawiodłem. W mowie i piśmie staram się używać kodu rozwiniętego, jeżeli aktualna forma umysłowa mi na to pozwala. Naturę mam stonowaną, jestem zachowawczy, myślę racjonalnie. Nieprzeciętny w swej przeciętności. Próżno szukać w moim życiorysie znaczących osiągnięć. Idę przez życie jak burza- szybko.